Minął weekend, pora przedstawić Wam kolejną grę. Tym razem opowiem o jednej z najlepszych platformówek na pierwszą konsolę Nintendo – NES. I nie jest to Mario.
Bucky O'Hare jest grą stworzoną przez japońską firmę Konami. Gra jest oparta o motywy znane ze średnio popularnej kreskówki pod tym samym tytułem. Sama bajka opowiadała o potyczkach kapitana Bucky'ego i jego ferajny z gangiem kosmicznych piratów.
Gra opowiada o jednej takiej potyczce. Na wejściu Kapitan Piratów porywa wszystkich członków załogi Bucky'ego. Ten jak przystało na głównego bohatera rozpoczyna akcję ratunkową. Jako Bucky (taki zielony zając) przemierzamy cztery odmienne planety, na których uwięzieni zostali członkowie naszej załogi. Każda planeta jest odmienną planszą złożoną z kilku pomniejszych aktów. Planety to swoiste plansze „na rozgrzewkę” są stosunkowo łatwe, ale zdarzy się nam natrafić na trudniejsze momenty, w których poczujemy przedsmak tego, co nas czeka później. Same planety są zróżnicowane. Planeta magmowa, zimowa czy roślinna. Wszystkie posiadają swój odmienny klimat i każda ma swój urok. Eksploracja każdej z nich to po prostu czysta przyjemność.
Na końcu każdej planszy spotykamy bossa, na którego zawsze trzeba wypracować sobie sposób. Jego pokonanie owocuje uwolnieniem jednego z czterech naszych kompanów. Ci z kolei nie są jedynie postronnymi postaciami. Każda postać jest w pełni grywalna. Dodatkowo każda posiada swoje specjalne umiejętności.
Superskok, możliwość latania czy chodzenie po ścianach sprawdza się tutaj niesamowicie. Każdą z umiejętności możemy rozwijać poprzez zbieranie Power-Up'ów. Dodatkowe skille nie zostały potraktowane po macoszemu. Często się przydają, a czasami ich użycie jest po prostu niezbędne do ukończenia etapu.
Cała gra oczywiście na czterech planetach się nie kończy. To tylko początek. Po skompletowaniu załogi znów zostajemy porwani, lecz tym razem wszyscy zostają uwięzieni w statku kosmicznych piratów. Nasi kompani stają się sub-bossami, których musimy pokonać i ponownie uratować (widzicie podobieństwo do księżniczki Zeldy?). Później to już totalna jazda i eksploracja statku zakończona efektowną ucieczką. W statku odwiedzimy wielkie magazyny, labolatoria, maszynerie i gwiezdną kolejkę.
Co tu dużo mówić. Plansze są ciekawe i urozmaicone. W niektórych planszach każdy akt reprezentuje trochę odmienną rozgrywkę. Nie tylko skaczemy i idziemy w prawo bądź lewo. Czasem uciekamy przed lawą, jeździmy na wielkich kołach czy jeździmy windami. Jest różnorodnie. Gra po prostu nie pozwala się nudzić nawet przez chwile. Na zakończenie dodam, że muzyczka, która nam przygrywa to jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych jakie dane było mi usłyszeć na konsoli Nintendo.
Po prostu polecam zapoznać się z tą grą. Czy to na oryginalnym sprzęcie czy na emulatorze. Nie ważne na czym grasz, ważne w co!
Bucky O'Hare? Polecam!
Gameplay: 8
Grafika:7
Muzyka:8+
Retroatrakcyjność:8

Teraz o samej grze. Pewien dinozaur posiadający upodobania do naszego rodzimego Smoka Wawelskiego (też smakuje w dziewicach) porywa kobitkę o imieniu „Cute Chick”. Wołanie o pomoc naszej laseczki przez całą grę widać w postaci dymku po prawej stronie. Jako Thor wyruszamy na ratunek. Thor porusza się na kamiennym kole (pierwszy mobilny w historii). Dodatkowo jak to jaskiniowiec jest ubrany jedynie w przepaskę. Swoją drogą wygląda ona, jakby mu coś tam w tej przepasce stało...
Thor potrafi przeskakiwać nad przeszkodami, które napotka. Potrafi także kucać pod gałęziami, coby go nie trafiły w łeb. Panuje także nad swoją prędkością. I to tyle jego możliwości. Gameplay polega na jechaniu cały czas w prawo i omijaniu przeszkód. Brzmi prosto, ale wcale takie nie jest. Dostajemy do dyspozycji jedynie pięć żyć, a dodatkowo kolejne poziomy oferują nam unikatowe przeszkody. Na początek prosta polana. Napotykamy kamienie i dziury. Najechanie na jedną owocuje efektownym faceplant'em.
Później las. Dochodzą gałęzie, przed którymi musimy się schylać. Tak swoją drogą, to chyba największy las na świecie. Pojedyncze drzewa stoją dość daleko od siebie, a mimo to całe niebo jest pokryty koronami tych drzew. Mniejsza o to.
Dojeżdżamy do jaskini dinozaura. Przed jaskinią znowu staw z żółwiami. Na końcu dinozaur. Tym razem żółwie w większym nieładzie. Jednak Thor pokonuje przeszkodę i z impetem wpada do jaskini. Dinozaur znika. Pewnie uciekł. Mądrze zrobił. W końcu Thor to nie byle kto. Skacze po żółwiach lepiej niż Mario!
Jak na rok 1983 gra oferowała niezłą rozrywkę. Dość wymagające było wymasterowanie gry. Kieyd jednak uda się nam ją choć raz przejść – wtedy każda kolejna próba to bułka z masłem. Do czasu oczywiście, bo po przyśpieszeniu, gra jest znów trudna, i wykręcenie dość wysokiego rekordu jest wyzwaniem. Podsumowując. Grafika jak na tamte czasy jest dość fajna. Kilka urozmaiconych elementów robi wrażenie. Stylistyka próbuje być komiksowa, co jej to nawet wychodzi. Muzyki nie ma, ale za to są zabawne dźwięki. W ogóle klimat gry jest całkowicie jajcarski. Rok później ukazał się sequel, który jednak nie był już tak dobry, ale to temat na inny artykuł. 


Na dokładkę ciągle musimy kontrolować poziom paliwa, a to kończy się nadzwyczajnie szybko. Uzupełniamy je w locie, przelatując nad polami z napisem „Fuel”. Dodatkowo mamy też możliwość zniszczenia miejsc tankowania. Jeśli mamy dużo paliwa, to nic nie stoi na przeszkodzie w zdobyciu tych kilku punktów więcej. W sumie zrobiło się sporo rzeczy, na które trzeba ciągle mieć oko. Tyle tego jest, że gra się praktycznie nie nudzi.
River Raid był prawdziwym hitem. Zdobywanie kolejnych mostów i coraz intensywniejsza akcja przyciąga jak magnes. I to nawet dzisiaj. Ta minirecenzja miała ukazać się parę dni temu, ale kiedy zacząłem grać, po prostu całkowicie się zapomniałem. A gdy tylko mój brat i ojciec zobaczyli w co gram, od razu się przyłączyli. I tak minęło bardzo dużo czasu. „Kto doleci dalej, kto zbierze więcej punktów...”.
Na dokładkę dodam, ze River Raid był pierwszą grą, która znalazła się na niemieckiej liście tytułów zakazanych. Można było ją dostać wyłącznie spod lady, a niepełnoletni grający w nią na automatach byli karani grzywną! Decyzję argumentowano tym, że gra zawiera mnóstwo brutalności, edukuje młodzież militarnie i w brutalny sposób pokazuje okrucieństwo wojny.
